Relacje LIVE z turniejów Polonia Open

Relacja live – Polonia Open 2011

Tv Antenna przez siedem dni nadawała „na żywo” relacje z turnieju Polonia Open by Żywiec 2011 w Lake Worth na Florydzie. Wasi reporterzy, Maciek Majewski i Marek Skowroński starali się być wszędzie, i na polu golfowym, i na kortach, by jak najdokładniej zrelacjonować walkę o Polonijne Mistrzostwo Świata. Czy nam się to udało, sami zadecydujcie.

Specjalne podziękowanie składamy sponsorowi tej relacji, firmie Amtec Żywiec NY i jej prezesowi Bogdanowi Pajorowi.

Na zakończenie pragniemy podziękować Wam – zawodnikom, którzy zawsze gotowi byli z nami rozmawiać o swoim starcie, dzielić się wrażeniami czy po prostu nas informować o ostatnich nowinkach. Bez Waszej pomocy te relacje byłyby dużo uboższe. A wtedy trudno by nam było powiedzieć: nikt tego nie ma, tylko Tv ANTENNA!

XI Polonia Open by Żywiec zakończony

Najlepszy ze wszystkich

W Lake Worth na Florydzie odbywał się w minionym tygodniu XI turniej Polonia Open by Żywiec w golfa i tenisa. Impreza ta, rozgrywana w przemiłym ośrodku Fountain Country Club, jest tradycyjnym punktem w kalendarzu polonijnych i nie tylko sportowców. W tym roku, z wielu przyczyn, Polonia Open by Żywiec zakończyła się pełnym sukcesem.

Flaga na 18. dołku w Fountain Country Club

Golfiści rywalizowali na polu przez trzy dni, rogrywając rundę dziennie. Już po pierwszych rundach treningowych większość orzekła, że pole w Fountain Country Club jest dużo mniej wymagające niż przed rokiem w Tresoro. Wtedy zawody zakończyły się niemal katastrofą, bo z braku czasu nie zdołano rozegrać dogrywki. Teraz takich niemiłych zdarzeń nie było. Turniej golfa zakończył się o czasie, a poza tym od razu został wyłoniony triumfator. Jest nim Janusz Baczyk z New Jersey, który wyprzedził Michała Poniża (o 1 pkt.) i Mateusza Jędrzejczyka (o 3 pkt.). Trzecie miejsce w kategorii net zajął biznesman Ryszard Sobiesiak, który start na Florydzie wywalczył zwycięstwem w ubiegłym roku w turnieju w Międzyzdrojach. Wśród kobiet wygrała Dorota Trocha z zagubionych gdzieś na Atlantyku wysp Turks i Caicos, przed Giną Swatowską z New Jersey i Elżbietą Lopuski z Chicago.

Wszyscy szczęśliwi

Chyba nie było ani jednej osoby, która by opuszczała Fountain Country Club niezadowolona. Organizatorzy, po zeszłorocznej wpadce organizacyjnej, gdy było wiele niedociągnięć i krytyki, tym razem stanęli na wysokości zadania. Wybrali pole przyjazne zawodnikom, którzy przecież nie są zawodowcami. Władze i pracownicy klubu robili wszystko, by polska grupa była zadowolona. Proszę mi wierzyć, ci ludzie codziennie stawali wprost na głowie, by dogodzić naszym golfistom i by turniej Polonia Open zakończył się sukcesem.

Już rano czekało na zawodników śniadanie, a później po rundzie golfa obiad. I jakie to było jedzenie, palce lizać. Nikt się nie musiał martwić, że wyjdzie z klubu głodny. Nie wspomnę o piwie, które lało się po prostu strumieniami. Żywiec i Warka były najpopularniejszym napojem w Fountain Country Club. I tu należy podkreślić, że w ciągu całego tygodnia zawodów nie było ani jednego przypadku niewłaściwego zachowania się polskiego gracza.

Czekają za rok

Fountain Country Club to klub, w którym członkowie zazwyczaj spędzają cały dzień, zaczynają od śniadania, potem idą na pole pograć w golfa, po powrocie jest obiad, a później gra w karty lub delektowanie się dobrą whisky przy cygarze. By zostać członkiem trzeba zapłacić 10 tysięcy dolarów rocznie. To nie jest mało pieniędzy. Klub jest wzorowo prowadzony, czyściutki jak pięciogwiazdkowy hotel. I pełny miejscowych członków. Parking jest zapełniony praktycznie w 100 procentach.

Po co im Polacy do tego wszystkiego? Wydawało by się, że to tylko niepotrzebny kłopot. A jednak nikt nie okazał jakiegokolwiek zniecierpliwienia naszą tam obecnością, zatrzymywano mnie i podkreślano, że chcą gościć Polonię Open za rok. A kierownik klubu już zapowiedział, że kucharz przygotuje wtedy takie jedzenie, że nawet najgorsi i najwolniejszy golfiści będą się spieszyć do klubowej restauracji jak przysłowiowe konie do stajni.

Ubogi krewny

W porównaniu z golfem, tenis na Polonia Open stał się ubogim krewnym. A szkoda, że tak się dzieje, gdyż turniej ten zaczął się właśnie od tenisa.

Polonię Open wymyślił Artur Bobko i w 2001 roku zaprosił – na zasadzie atrakcji – golfistów. Wtedy, do Sarasoty, przyjechało ich niewielu. Teraz mamy inne czasy, przed rokiem startowało ich 140, w tegorocznej edycji 90.

A tenis jakby stanął w miejscu, ma swoją grupę nowojorską i chicagowską, która zawsze ze sobą rywalizuje. Do Fountain Country Club przyjechało kilka osób z Chicago, z Romanem Lerką na czele, który okazał się czarnym koniem zawodów. Zabrakło jednak asów z Chicago. Mogą żałować. Dlatego, że był to najlepszy turniej tenisowy w historii. Startowało 42 zawodników i jedna zawodniczka. Dzięki dr. Emilianowi Zadarce, który profesjonalnie prowadził biuro zawodów, organizator uniknął chaosu. Wszyscy wiedzieli, kiedy mają grać, na jakim korcie.

Jedna rodzina

Klub tenisowy składa się z 12 kortów, wszystkie położone obok siebie, co powodowało, że tenisiści szybko stworzyli jedną rodzinę. W przerwach od meczów chadzano na basen i saunę. A wieczorem organizowano skromne kolacyjki przy piwie na galeryjce nad kortem centralnym. To były naprawdę miłe spotkania.

Tak, tenisiści nie mieli tak dobrze, jak golfiści. Obiady musieli kupować sobie sami i to nie w Fountain Country Club, ale w małej stołówce koło kortów.

Dlaczego tenisistom było biedniej? Ano dlatego, że tenisowa Polonia Open straciła sponsora strategicznego. Firma Żywiec postanowiła wspierać tylko golf, chociaż i tenisiści mieli też Żywca i Warkę pod dostatkiem.

Od dekady Polonia Open to tenis i golf. Więc szkoda by było, gdyby tak dłużej być nie mogło. Mamy nadzieję, że tenis znajdzie sponsora strategicznego, bo warto. Tak dobrej zabawy, tak dobrego turnieju, jak w tym roku, nie było nigdy. To były najlepsze mistrzostwa Polonia Open ze wszystkich.

Na koniec o jedynym zgrzycie w turnieju. Organizator turnieju golfowego powinien jednak trochę lepiej przygotować się do ceremonii rozdania nagród, by nie musiał dawać i odbierać. Bo wiadomo, gdzie tacy się później poniewierają.

 

GOLF

Sobota, 19 lutego 2011

Janusz Baczyk i Dorota Trocha wygrali Polonia Open by Żywiec i zostali mistrzami świata w golfie

Dorota nie pękła

Przed rokiem Dorota Trocha prowadziła przed finałową rundą z ogromną przewagą nad rywalkami. Wydawało się, że zwycięstwo ma w kieszeni, a zakończyło się frustracją i bolesną porażką. Tym razem to ona musiała atakować, po drugiej rundzie ustępowała liderce pięcioma uderzeniami. Jednak na końcu dnia Dorota była najszczęśliwszą osobą na polu – odrobiła stratę i dorzuciła jeszcze cztery uderzenia.

Dorota Trocha – mistrzyni Polonia Open by Żywiec 2011 w golfa

Wśród mężczyzn mistrzem świata i zwyciężcą Polonia Open by Żywiec został mieszkający w New Jersey Janusz Baczyk (236). O jedno uderzenie pokonał niezmiernie lubianego weterana turnieju Michała Poniża. Trzecie miejsce zajął młody Mateusz Jędrzejczyk (239).

Dorota Trocha przyjechała na Polonia Open by Żywiec z Turks i Caicos, małej wyspy położonej gdzieś między Barbados i Haiti.To terytorium zależne od Wielkiej Brytanii.

– Jestem niezmiernie szczęśliwa, że tym razem udało mi się wygrać – powiedziała nam Dorota. – W finałowej rundzie wykorzystałam moją najmocniejszą stronę – grę na „greens”, czyli putting.

W sobotę, na gali kończącej turniej, uśmiechnięta i wyluzowana odebrała Granatową Marynarkę dla triumfatorki Polonia Open by Żywiec, którą wręczyła jej zeszłoroczna triumfatorka Ewa Geritz.

Niepocieszona była Gina Swatowska z New Jersey, która straciła pozycję liderki po dwóch rundach. Ale Gina może być dumna, zagrała trzy równe rundy, ustąpiła rywalce, która rewelacyjnie zagrała finałową rundę. 83 pkt. Trochy w sobotę, to najlepszy wynik w całym turnieju.

Siódme niebo Baczyka

U Baczyków wszyscy grają w golfa. Janusz, jego żona Mirosława i syn Arkadiu. Najlepszy jest, jak przystało na głowę rodziny Janusz. W sobotę wygrał klasyfikację generalną gross w Polonia Open by Żywiec i został Polonijnym Mistrzem Świata.

Janusz Baczyk startuje od lat w Polonia Open, ale dopiero w tym roku udało mu się wygrać w najważniejszej klasyfikacji generalnej turnieju. Owszem, raz był pierwszy w net.

Janusz Baczyk (z prawej), najlepszy golfista Polonia Open by Żywiec z senatorem Andrzejem Personem oceniają, że turniej był super

O tym, że walka była piekielnie zacięta niech świadczy fakt, że mieszkający w New Jersey golfista pokonał zaledwie o punkt ostro finiszującego Michała Poniża. Trzeci był Mateusz Jędrzejczyk (3 pkt. straty).

Finałowa runda to atak Poniża, zajmującego po dwóch dniach trzecie miejsce, ale z dużą (5 pkt.) stratą do Baczyka. Przed startem do finałowej rundy Michał uważał, że największym faworytem do zwycięstwa jest Jędrzejczyk. O swoich szansach mówił ostrożnie, ale ten weteran polskiego i polonijnego golfa jest zbyt wytrawnym zawodnikiem, by spisywać go na straty. Dzięki rewelacyjnej rundzie (74) bardzo zagroził Baczykowi, spychając na trzecie miejsce Jędrzejczyka. Dla Mateusza ten turniej może być niezłą lekcja pokory. Chłopak ma talent, ale – aby myśleć w przyszłości o sukcesach – musi popracować nad psychiką. W pewnym momencie, w pierwszej rundzie, sędziowie zastanawiali się czy nie zdyskwalifikować Jedrzejczyka, gdyż młody golfista aż się gotował z emocji, co pokazywał swoim zachowaniem. Po rozmowie ostrzegawczej było juz lepiej.

– Jestem niezmiernie szczęśliwy, że wreszcie udało mi się wygrać w Polonia Open by Żywiec – powiedział na gali wręczenia nagród. – Można powiedzieć, że jestem w siódmym niebie.

Miał też kilka słów do swojego najgroźniejszego rywala: „Michał, strzeliłeś 74, ale i tak ze mną przegrałeś”.

A jak poradzili sobie inni Baczykowie? Mirosława zajęła szóste miejsce wśród kobiet, a Arkadiusz był 28. w klasyfikacji generalnej 48 pkt. straty do taty.

Piątek, 18 lutego 2011

Indianin z Rzeszowa

Nosi stare polskie imię i nazwisko, ale tak samo blisko mu do Indian, jak i Rzeszowa, w którym urodził się w 1960 roku. Roch Kołodziej mieszka od 30 lat na Florydzie, a przez żonę związany jest z Indianami ze szczepu Miccosukkee.

– Miałem pięciu kumpli w szkole w Rzeszowie i wszyscy zawiązaliśmy pakt, że wyjedziemy do Ameryki – opowiada nam Roch. – Tak też się stało, każdy z nas znalazł się w USA. Ja 25 maja 1982 roku.

Roch Kołodziej urodził się w Rzeszowie, gra w golfa na Florydzie i ma żonę Indiankę

Kołodziej dostał pracę w parku narodowym, bo akurat potrzebowali tłumacza.

– Powiedziałem im, że znam wszystkie języki – śmieje się Kołodziej, zaciągając się grubym cygarem.

Dzięki tej pracy poznał żonę, Indiankę. Ojcem Dany Billie był szaman tego szczepu.

– To mały szczep, wszystkiego jakieś 600 osób, nie wszyscy mnie zaakceptowali – mówi Roch. – Ten szczep jest zamknięty jak przetwory wekowe na zimę – śmieje się z tego porównania.

Dwie siostry żony Kołodzieja, czyli jego szwagierki, odnoszą się do niego z dystansem. Świetnie za to rozumie się ze swoim szwagrem, który jest wodzem. Mimo tego nie może mieszkać na terenie rezerwatu, bo nie jest Indianinem

– Moje córki mają wszystkie prawa do przynależności klanowej, bo ich matką jest Indianka. Gdyby było odwrotnie, też by nie mogły mieszkać w rezerwacie – wyjaśnia Roch Kołodziej.

Roch z Daną doczekali się trzech córek, wszystkie noszą polskie imiona. Jadwiga ma 22 lata, Basia 20, a najmłodsza Anastazja – 18.

Jak to się stało, że ten chłopak z Rzeszowa zaczął grać w golfa?

– 12 lat temu szczep Miccosukkee zbudował kasyno i kupił pole golfowe, wtedy zacząłem grać.

Do turnieju Polonia Open trafił dzięki Naszej Klasie.

– Z Markiem Kwoką chodziliśmy do podstawówki, na portalu wyszukałem go, nawiązałem kontakt. To on mi powiedział o tym turnieju, namówił do startu – wyjaśnia.

Drugą jego pasją są motocykle. Jeździ na zloty, lubi wtedy trochę poszaleć. Trzecia pasja to rajdy. Sponsoruje jedną polską załogę, ale to już zupełnie inna historia.

Zamienili kije golfowe na laski

Niektórzy chyba swing taneczny potraktowali jako trening przed sobotnią rundą golfa

Wielkim sukcesem zakończyła się impreza w wielkiej sali bankietowej Fountain Country Club. Po świetnej kolacji trzeba było zbić trochę kalorii. Nic tak temu nie służy jak taniec. Amerykański zespół jazzowy wczuł się w nastrój i grał taneczne melodie. Golfiści swingowali z partnerkami zamiast z kijami, niektórzy w ogóle nie schodzili z parkietu. A w sobotę, przecież, runda finałowa.

Nie zdążyli na zupę

Nasi golfiści zupełnie się nie spieszą. A po co? Przecież pogoda jest piękna, pole pięknie utrzymane, a atmosfera jak nigdy dotychczas. Nasi golfiści spędzają więc na polu tak dużo czasu, jak możliwe.

W piątek byliśmy świadkami niezwykłej sceny, czterech amerykańskich golfistów, którzy rozegrali rundę golfa dla przyjemności, kończyło długo przed jakimkolwiek uczestnikiem turnieju Polonia Open. A ta czwórka zaczęła godzinę po pierwszej naszej grupie. Może nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że tych czterech amerykańskich golfistów ma po ok. 90 lat.

Powolność została ukarana. Otóż w restauracji klubowej czekała już na naszych graczy zupa clam chowder. Uwierzcie nam, pyszna. Henryk Laica, który jadł ją razem z nami, przyznał, że tak pysznej zupy nie jadł nigdy w życiu. Dwa razy chodził po dokładkę.

W pewnym momencie wielki gar z zupą zniknął. Obsługa nieśmiało przyznała, że musiała usunąć clam chowder z menu, gdyż zbyt długie trzymanie jej „na ogniu” wpływa negatywnie na jakość, psuje smak. A w Fountain Country Club jakość jest najważniejsza.To się nazywa serwis. Clam chowder zastąpiono Manhattan chowder, też dobrą.

Panie i Panowie, na Boga, pośpieszcie się, bo następnym razem ominie was coś pysznego.

Czwartek, 17 lutego 2011

Sny Doroty

Dorota Trocha ogólnie była zadowolona z dzisiejszej rundy, może trochę zaprzepaściła szansę na lepszy wynik na pierwszych 9. dołkach, bo była… niewyspana.

– Miałam bardzo przyjemny sen, ale zbudzono mnie o 5.30 rano i już właściwie nie zasnęłam – opowiada nam Dorota. – Postanowiłam więc wcześniej wyjechać do klubu.

Co robić na wyspie? Grać w golfa!

Dorota przyjechała do Lake Worth z Turks i Caicos (kto słyszał o nich, niech podniesie rękę w górę – nie widzę). Już wyjaśniam (z google): to terytorium zależne Wielkiej Brytanii na Oceanie Atlantyckim, na północ od Haiti. Powierzchnia wynosi 430 km2, a zamieszkuje 31 tys. mieszkańców. Wyspa żyje z tego, że jest rajem podatkowym.

Dorota Trocha przyjechała na Polonia Open by Żywiec z wysp Turks&Caicos

Jak trafiła tam Dorota, dziewczyna z Kalisza? A jak można trafić na Turks i Caicos? Pojechała w odwiedziny do kuzynki, poznała chłopaka, Polaka, zakochała się. Ale w międzyczasie wróciła do Polski, on słał jej emaile, ona konsekwentnie je wyrzucała do kosza. W końcu otworzyła jeden, odpowiedziała mu i tak się zaczęło. Po nieudanym sylwestrze w Polsce Dorota postanowiła skorzystać z zaproszenia. Są już małżeństwem prawie 5 lat.

– A dlaczego zaczęłaś grać w golfa?

– Bo co innego można robić na wyspie? – śmieje się Dorota. To mąż był jej pierwszym nauczycielem.

– Kto z kim wygrywa?

– Dzawniej mąż, ale dzisiaj biję go o 10 uderzeń – mówi Dorota.

Przed rokiem Trocha prowadziła przed ostatnią rundą astronomiczną niemal przewagą 15 uderzeń. Przeszła jednak kryzys i rywalki ją przegoniły. Teraz, po pierwszej rundzie, zajmuje drugie miejsce (95), ustępując liderce dwoma uderzeniami.

Przed startem Ewa Garitz powiedziała, że Dorota może być czarnym koniem mistrzostw. – Mam nadzieję zagrać w piątek dużo lepiej – zapowiada. I właściwie wiadomo, że tak się stanie. Dorota jest zodiakalnym Strzelcem, a to oznacza, że jest uparta.

Biało-czerwone

Młodziutka Irina, barmanka rodem z Bukaresztu, pracująca w Fountain Country Club, nazywa Żywca i Warkę odpowiednio „white” i „red”

Dzięki hojności sponsora tytularnego, firmy Amtec Żywiec NY, piwa na turnieju Polonia Open by Żywiec nie brakuje. Serwowane są piwa marki Żywiec i Warka. Żywiec to trudna do wymówienia nazwa, więc z powodu koloru etykiety barmarki w Fountain Country Club nazywaja polskie piwo „biało-czerwone”. Białe to Żywiec, czerwone Warka. Wystarczy więc powiedzieć „white” i dostaje się Żywca, „red” i serwowana jest Warka. Czy to nie proste? I nie grozi połamaniem sobie języka.

Po rundzie golfa nic tak nie smakuje jak zimne piwo marki Żywiec i Warka

Nocny chipping i putting, czyli piłką do dołka

Golfiści musieli trafić do dołka z obrzeża tzw. green, czyli pola wokół dołka. Trafić to mało, musieli trafić trzy razy, by zdobyć nagrodę $2500 ufundowaną przez firmę DOLLAR Rent a Car in Poland!

2500 dolarów w gotówce nikt nie wygrał, ale było dużo dobrej zabawy

Golfistom nie musimy wyjaśniać znaczenia słów chipping i putting, ale tę stronę nie tylko oni czytają. Chipping to uderzenie w golfie, gdy piłka leży niedaleko green, gdzie trawa jest trochę dłuższa. Używamy specjalnego kija. Putting to uderzenie do dołka specjalnym kijem o szczególnym zakończeniu. Stosuje się go wtedy, gdy piłka znajduje się na green. Trzykrotnie nikt nie trafił, ale po razie do dołka trafili Paweł Gacek i Mariusz Mierzejewski. Zabawa była przednia, a oto przecież chodziło!

Człowiek z cienia

Henryk Laica czuwa nad sprawnym przebiegiem turnieju

Nazywa się Henryk Laica i bez niego turnieju golfowego na Polonia Open prawdopodobnie by nie było, a jakby był, to nikt by nie wiedział o co chodzi. Henryk, dyrektor techniczny golfowego Polonia Open, jest wszędzie, i na starcie, i na 18. dołku, w domku klubowym i w wózku golfowym. Jak dobry duch czuwa, by wszystko grało, wyjaśnia cierpliwie zawodnikom reguły gry. Zawsze trzyma się na uboczu, nie wygłasza długich mów, nie ma parcia na mikrofon. To człowiek z cienia. Ale jakże ważny.

Henryk urodził się 61 lat temu w Belgii, gdzie następnie mieszkał do `14. roku życia. Później przyjechał z rodzicami do Nowego Jorku, rodzina osiadła na Greenpoincie. Henryk mieszka w polskiej dzielnicy do dzisiaj. Jest bankierem i właśnie poprzez pracę trafił do golfa.

– Znałem inwestora, który kiedyś powiedział: 'Henry, jak ty jesteś bankier, to ty musisz grać w golfa’ – opowiada nam Laica.

Środa, 16 lutego 2011

Polonia Open by Żywiec w golfa rozpoczęty

90 golfistów i golfistek rozpocznie w czwartek pierwszą rundę turnieju Polonia Open by Żywiec. Jako pierwsi na polu pojawią się Marcin Szostak, Chester Czoraj, Andrzej Stasiak i Michał Poniż.

Szef PAGA Paweł Gąsior (z mikrofonem) wita senatora Andrzeja Persona (pierwszy od lewej), Krzysztofa i Małgosię Wojtowiczów z Realty Elite, prezesa firmy Amtec Żywiec NY Bogdana Pajora; Marek Kwoka organizator turnieju golfowego stoi pierwszy z prawej

Ten ostatni otrzymał w środę wieczorem pamiątkową plakietkę za wkład w rozwój turnieju golfowego, który obecnie ma rangę Mistrzostw Świata Polonii.

Jak warszawiak z warszawiakiem: jeden z faworytów Michał Poniż zdobył nagrodę za wkład w rozwój golfowego Polonia Open. Obok stoi Włodzimierz Soporek

Poniż jest jednym z weteranów turnieju, ale nigdy nie udało mu się wygrać.

– Bardzo mu tego życzymy w tym roku – powiedział na gali otwarcia Paweł Gasior, prezes Polish American Golf Association (PAGA).

Osoby z grupy Ryszarda Sobiesiaka (trzeci z lewej) wykonują gest, który odczytujemy jako pozdrowienie fanów golfa

Podobne plakietki otrzymało jescze kilka osób, w tym Bogdan Pajor, właściciel firmy Amtec Żywiec NY Corp., jednego z największych importerów polskiego piwa w Ameryce, a także tytularnego sponsora turnieju.

Paweł Gąsior w serdecznych słowach podziękował Bogdanowi Pajorowi, który mimo tego, że jest zapalonym tenisistą, finansowo dalej wspiera golf.

– Mamy nadzieję, że Bogdan wystartuje w przyszłym roku w naszym turnieju. Musi wziąć tylko kilka lekcji golfa – powiedział Gąsior.

Plakietki otrzymali także Janusz i Mirosława Baczykowie, członkowie PAGA, Marcin Szostak z Chicago, Bogdan i Adrianna Myśliwiec z Cliffside Park w New Jersey oraz Włodzimierz Soporek z Warszawy. Nagrodzone zostało małżeństwo Brigidy i Jana Morańskich ze Śląskiego Klubu Golfowego w Katowicach.

Krzysztof Beliczyński, zwany Rekinem, dawniej mieszkał na Greenpoincie. Od kiedy przeniósł się na Florydę jego forma golfowa wzrosła

Wielkimi brawami powitano senatora Andrzeja Persona, wielkiego przyjaciela Polonii Open by Żywiec. Senator nie tylko reprezentuje władzę ustawodawczą R.P., ale także tysiące golfistów, w czwartek wyruszy do walki o 9:50 rano. Może dlatego mówił wyjatkowo – jak na niego – krótko. Jeszcze wcześniej, bo o 8:40 swój tee time ma biznesman Ryszard Sobiesiak.

Ewa Geritz wygrała już dwa razy z rzędu. Czy uda się jej ta sztuka po raz trzeci?

Na starcie zobaczymy 10 pań. Faworytką jest zeszłoroczna zwyciężczyni Ewa Geritz z Warszawy.

– To pole jest łatwiejsze niż przed rokiem w Tresoro Club. Będę walczyć, ale w golfie nic nie wiadomo – powiedziała Ewa.

Bianka Pajor (z prawej) i Beata, menadżerka Amtec Żywiec NY, dobrze bawiły się na gali otwarcia turnieju golfowego

Zrehabilitować się za poprzedni rok chce Dorota Trocha, która przyjechała z wysp Turks i Caicos koło Haiti. Przed finałową rundą w Tresoro, Dorota miała ogromną przewagę i wydawało się pewne zwycięstwo. Zmarnowała wszystko.

Niestety, zabrakło na starcie rewelacyjnego zwycięzcy sprzed roku, Grzegorza Zielińskiego jr.

TENIS

Sobota, 19 lutego 2011

Atur Bobko mistrzem Polonia Open w tenisie. W finale marzeń pokonał Pawła Wawrzyniaka 6:4, 7:6

Lepiej niż na US Open

Artur Bobko i Paweł Wawrzyniak, zdecydowanie dwóch najlepszych tenisistów turnieju, spotkali się w finale Polonia Open. Wygrał Bobko 6:4, 7:6 (8-6). Spotkanie trwało 1:43 min.

To był finał marzeń. Po jednej stronie kortu Bobko, profesor tenisa, zawodnik leworęczny o cudownym slajsowanym backhandzie i kapitalnie plasowanym serwisie. Po drugiej stanął o 12 lat młodszy Paweł Wawrzyniak, który gra z fantazją, ale i lekkomyślnością cechującą młodych ludzi.

Decydujące przełamanie

Zaczął Wawrzyniak od wygrania swojego podania, odpowiedział mu Bobko i tak szli równo do stanu 4:4, z tym że Artur wygrywał gemy ze swojego podania jakby trochę łatwiej.

Decydujący dla pierwszego seta był gem 9., w którym Wawrzyniak zrobił dwa podwójne błędy serwisowe i po zaciętej walce został przełamany. Bobko utrzymał swój serwis i wygrał seta w 39 minut. Bobko świetnie serwował, w całym secie stracił tylko pięć piłek przy swoim podaniu.

W drugim secie okazję na przełamanie Bobki Wawrzyniak dostał w gemie szóstym, gdy prowadził 40-30. Artur wyszedł z opresji kończąc gema trzecim w tym meczu asem. Przy stanie 5:4 dla Wawrzyniaka dzieliły go tylko dwie piłki do wygrania seta. Nie udało się i było po 5.

Dramatyczny gem

Dramatyczny był gem 11., gdy po trzecim już podwójnym błędzie serwisowym, Wawrzyniak przegrywał 15-30. Potem miał piłkę gemową, ale łatwy wolej wpakował w siatkę. Wtedy byliśmy świadkami jednego z najlepszych zagrań Artura Bobki. W pełnym biegu strzelił z backhandu po linii, mijając bezradnego Wawrzyniaka. Trzeba koniecznie dodać, że Pawęł to prawdziwy dżentelman, po jednej z akcji sędzia przyznał jemu punkt, uznając uderzoną przez Bobką piłkę za autową. Wawrzyniak jednak pokazał, że piłka musnęła linię i oddał punkt Bobce. Duże brawa! Za ten gest zasłużył na Nagrodę Fair Play.

Paweł Wawrzyniak grał z ułańską fantazją

Potem Bobko miał kolejną szansę na przełamanie, której nie wykorzystał. Trzecią otrzymał pięknym „winnerem” z trudnej pozycji. Gdy w następnej akcji posłał piłkę z backhandu, na którą Wawrzyniak tylko bezradnie popatrzył, Artur Bobko aż krzyknął z radości.

Teraz Artur miał mecz na swojej rakiecie – serwował. Artur miał bawet meczbola, gdy po slajsie z backhandu zakończył akcję wolejem.

Miejsca w pierwszym rzędzie

Publiczność biła brawo, ale nie chciała, by ten mecz już się skończył. Jeden z widzów, Amerykanin, powiedział, że US Open nie jest lepszy niż to, a poza tym ma najlepsze miejsca.

Meczbol i serwis Bobki, ale Wawrzyniak wytrzymał presję, uderzył z forehandu pod końcową linię, Bobko był bez szans. Potem trzeci podwójny błąd serwisowy dał Pawłowi przewagę, a po chwili upragniony punkt.

Tiebreak

A więc tiebreak. Zaczął Wawrzyniak atakiem, Bobko ratował się się lobem, smecz Pawła trafił w górną taśmę siatki. Piłka jakimś cudem odbiła się od niej i spadła na stronę Artura. 1-0 dla Pawła.

Teraz dwa serwisy Bobki. Przegrał pierwsza piłkę, a przy następnej szczęście było po stronie Wawrzyniaka. Piłka znowu odbiła się od taśmy i spadła na stronę Bobki. 3-0 dla Wawrzyniaka.

Na 4-1 Wawrzyniak wyszedł dzięki szóstemu w tym meczu asowi. Ludzie zacierali ręce z radości, bo trzeci set staje się coraz bardziej realny.

Bobko wygrał dwa swoje serwisy, ale Wawrzyniak odpowiedział punktem ze swojego podania. Prowadził 5-3 i tylko dwa punkty dzieliły go od seta.

Przy następnej zagrywce piłka odbita od taśmy linii kortowej zmyliła Wawrzyniaka, który odbił niedokładnie w siatkę. Jest 5-4.

Serwis dla Bobki. Jest 5-5.

Przy następnym podaniu skrót Wawrzyniaka okazał się zabójczy, Bobko dobiegł, ale piłka ugrzęzła w siatce. Setbol dla Wawrzyniaka i jego serwis. Popełnił jednak błąd i z backhandu wpakował piłkę w siatkę. 6-6.

Zmiana stron. Teraz Wawrzyniak serwował pod slońce. Nie przejął się tym i posłał potężny serwis, return Bobki ugrzązł w siatce. Kolejny setbol dla Wawrzyniaka. Jego błąd i jest 7-7. Serwis Bobki.

Ach, ten serwis Artura, niby niezbyt mocny, ale z kikiem i cudownie plasowany. Swoją grą przypomina bardzo znanego przed laty czeskiego tenisistę Pawła Slozila.

I właśnie ten serwis dał mu meczbola.

– Raz jest setbol, teraz meczbol. Robi mi się niedobrze – zażartował jeden z widzów. Swoją uwagą rozluźnił trochę atmosferę na trybunie.

Paweł Wawrzyniak nie wytrzymał jednak presji, a może oślepiło go słońce. Po zbyt krótkim lobie Artura, piłka – po wydawało by się łatwym smeczu – wylądowała na tylnym aucie. Była godz. 2:13 p.m. Artur podniósł rękę w górę w geście triumfu. Właśnie został mistrzem Polonia Open.

Spryt nad fantazją

– W tym meczu wyszło całe cwaniactwo tenisowe Artura, w dobry tego słowa znaczeniu – ocenił finałowy pojedynek jego przyjaciel Waldek Bukowski. – Paweł miał czyste, ale fizyczne odbicia. Jego gra była oparta na ułańskiej fantazji, była spontaniczna. Strzelę piłką i zobaczymy co potem. Artur grał jak szachista, kalkulował, szanował piłkę. Wygrał zasłużenie, chociaż żałuję, że nie było trzeciego seta.

Wszyscy tego załowali. Bo czego trzeba było więcej tego sobotniego popołudnia? Mieliśmy wszysto, co trzeba: piękną pogodę, cudowny tenis i dwóch wspaniałych zawodników. Był to mecz turnieju, a może najlepszy finał w ostatnich latach.

Jeszcze dwa słowa o deblu. Z jednej strony stanęli Wereszka z Czerepowiczem, a po drugiej stronie Artur Bobko i Emilian Zadarko. Ta ostatnia para poprzednio grała ze sobą ćwierć wieku temu w Sanoku. Połączyli sie ponownie dopiero na Florydzie. Czy to nie piękne?

Wyniki finałów:

Open: Artur Bobko – Paweł Wawrzyniak 6:4, 7:6 (8-6)

Open pocieszcenia: Robert Lerka – Justyna Wereszka 2:6, 6:1, 6:3

Debel: Bobko/Zadarko – Wereszka/Czerepaniak 6:1, 6:1

Debel weteranów: Porucznik/Pawlik – Dańko Marchelski 6:4, 6:3

+40: Robert Lerka – Emilian Zadarko 6:1, 6:0

+50: Ryszard Nowotka – Józef Swatowski 7:6, 6:3

+60: Ryszard Serowik – Józef Harmata 6:4, 6:1

Piątek, 18 lutego 2011

Bobko – Wawrzyniak w finale

Będziemy mieli finał marzeń, nauczyciel sprawdzi swojego ucznia. Nauczycielem jest Artur Bobko, uczniem Paweł Wawrzyniak. Stawką sobotniego meczu będzie tytuł mistrza Polonii Open.

Tym razem nogi nie poniosły Freda Gordona do zwycięstwa

W pierwszym półfinale Fred Gordon przegrał z Wawrzyniakiem 4:6, 6:3, 2:6. Był to zdecydowanie najlepszy, jak dotąd, mecz turnieju. Gordon to tenisowa ściana, dobiega do każdej piłki i zmóc go można tylko perfekcyjną grą. Tak właśnie zagrał Paweł, dobrze plasowany serwis i kapitalne wprost uderzenia z forehandu, po których Fred mógł tylko bić brawo.

– Paweł, rozluźnij nadgarstek – podpowiadał swojemu uczniowi Bobko. We wcześniejszych rundach trzymał raczej stronę Gordona, którego też trenuje. Tym razem udzielał rad Wawrzyniakowi. Gdy Paweł wygrał punkt przy siatce, Artur szepnął: 'tak trzymaj, nie wchodź z nim w długie wymiany’.

Finałowym rywalem Wawrzyniaka będzie Artur Bobko. W niespodziewanie łatwym, wprost bez historii, meczu, Bobko pokonał Piotra Czerepaniaka z Londynu 6:1, 6:4.

– Mojego rywala zjadły nerwy, grał przed liczną publicznością, mecz był transmitowany, speszyły go kamery – ocenił jego były nauczyciel.

Piotr Czerepaniak był po porażce pocieszany przez żonę

– Paweł zaczynał u mnie w akademii, potem grał w collegu – mówił Artur. – Tak się jakoś stało, że trenowałem go, ale nigdy nie graliśmy oficjalnego meczu. To zmieni się w finale.

Maciek Majewski typuje wyniki finałów

Finał open: Bobko – Wawrzyniak 6:4; 6:2

Artur Bobko uczył Piotra Wawrzyniaka gry w tenisa. Teraz chce mu dać jeszcze jedną lekcję, w finale Polonia Open. Wawrzyniak jest młodszy o jakieś 12 lat, ale też mniej doświadczony. Bobko posiada większy repertuar uderzeń, jest bardziej zbalansowanym graczem. Siłą Wawrzyniaka jest potężny forehand i serwis. Jeżeli go zawiodą, będzie w kłopocie. Jesteśmy za balansem, więc stawiamy na Bobkę, wygra w dwóch setach 6:4, 6:2.

Finał open pocieszenia: Lerka – Wereszka 6:3, 6:2

Robert Lerka z Chicago jest jednym z najbardziej niedocenionych graczy tego turnieju. Jest w dwóch finałach: open pocieszenia i +40. W ćwierćfinale +40 pokonał Wolaka, broniąc w 2. secie sześć meczboli. W finale turnieju pocieszenia jego rywalką jest Justyna Wereszka. Justyna ma technikę, ma uderzenie, ale brakuje jej psychiki. W 2. rundzie open przegrała z Gordonem 2:6, 0:6. Opowiadała, że celowo zepsuła osiem piłek pod rząd, gdyż była zła na sposób gry rywala. Lerka, tymczasem, wydaje się graczem spokojnym, o czym przekonał się Wolak. Jesteśmy za spokojem, wygra Lerka 6:3, 6:2.

Finał +40: Lerka – Zadarko 6:4, 3:6, 6:4

Emilan Zadarko ma doktorat z wychowania fizycznego, ale tytuły nie grają. Zadarko pokonał w półfinale kontuzjowanego Pawlaka, a Lerka wygrał z samym Fredem Gordonem w 3. setach. To będzie wyrównany mecz, w którym żadna ze stron nie odpuści. My jednak musimy wytypować wynik, stawiamy na Lerkę w trzech setach.

Finał +50: Nowotka – Swatowski 7:6, 6:3

Józef Swatowski jest przemiłym człowiekiem, który od lat wspiera Polonia Open startując i w tenisie, i w golfie. To może mieć decydujące znaczenie, bo Józkowi może po prostu zabraknąć sił w baku. Natomiast Ryszard Nowotka to takie starsze wydanie Gordona. Nie na próżno nazywany jest Terminatorem. Stawiamy na niego, wygra Nowotka 7:6, 6:3.

Finał +60: Serowik – Harmata 6:3, 6:2

Józef Harmata z Chicago startuje w tym turnieju od 2001 roku. To jeden z tych weteranów bez którego Polonia Open nie byłaby ta sama. Ta akredytacja jednak nie wystarcza, by wskazać na niego w finale. Tym bardziej, że po drugiej stronie siatki stanie Ryszard Serowik z Nowego Jorku. Serowik to zawodnik, którego gra nie pozostawia żadnych wspomnień. Jest taka jak sam Serowik, milcząca, ale skuteczna. Stawiamy na niego, wygra w dwóch setach.

Czwartek, 17 lutego 2011

Szok! Waszka zdyskwalifikowany!

W czwartek na turnieju tenisowym Polonia Open doszło do skandalu. Zbyszek Marchelski, czyli popularny na Greenpoincie Waszka, zranił rakietą rywala tak poważnie, że jego udział w dalszych grach stoi pod dużym znakiem zapytania. Waszka został zdyskwalifikowany przez sędziego głównego.

Waszka zakończył turniej pod płotem

Waszka, nieoficjalny mistrz Greenpointu, mierzył wysoko w turnieju Polonia Open. Wszak, na betonowych kortach nowojorskiej dzielnicy nie ma sobie równych. Jednak szybko przekonał się, że co innego gra na twardej nawierzchni, a co innego na kortach ziemnych. Z turniejem open pożegnał się w 2. rundzie, przegrywając z Gąsiorowskim 4:6, 0:6. Pozostała mu tylko kategoria +40. W ćwierćfinale przeciw Mariuszowi Pawlakowi ze Stanford w Connecticut, puściły mu nerwy. Może dopadła go presja, może frustracja, w każdym razie po przegraniu 1. seta w tiebreaku i przy stanie 1:1 w gemach w drugim, Waszka – po zepsuciu łatwej piłki – eksplodował. Z całej siły, ze złością rzucił rakietą w kierunku siatki, ale ta przeleciała nad nią i trafiła stojącego blisko rywala w rękę.

– To wszystko działo się tak szybko, że nawet nie zdążyłem zareagować – opowiadał później Pawlak.

Chłopak został trafiony w prawą dłoń, krzyknął z bólu, z pobliskich kortów zlecieli się grający akurat tenisiści, przerywając swoje mecze. Tylko Waszka nie podszedł do cierpiącego kolegi. Kucnął bezradnie pod płotem i w takiej pozycji pozostał przez wiele minut. Widać było, że jest w szoku.

Wezwany na kort sędzia natychmiast zdyskwalifikował Waszkę. Tymczasem Mariuszowi Pawlakowi zrobiono okład z lodu. Dwa palce prawej dłoni, a więc tej, w której trzyma rakietę, spuchły jak bania. Nie wiadomo, czy i dla niego nie oznacza to koniec turnieju.

– Mam nadzieję, że nie, mam nadzieję, że jutro będę mógł grać – powiedział nam sympatyczny tenisista ze Stanford.

– Chyba nie sądzisz, że zrobiłem to specjalnie? – odezwał się Waszka do rywala.

– Wiem, że nie chciałeś mnie trafić, ale źle się zachowałeś, nie pomyślałeś o konsekwencjach – usłyszał w odpowiedzi.

Mariusz Pawlak ze Stanford trzyma dłoń w lodzie, ale nie wiadomo czy będzie gotowy do gry

Pawlak trzyma rękę w lodzie i modli się, by jutro mógł chwycić rakietę. Waszka jest załamany, bo przyleciał na Florydę z dużymi nadziejami. Nic z nich nie wyszło. Co teraz pomyślą chłopaki z Greenpointu?

Dramat Wolaka

Czy można prowadzić 6:0 w tiebreaku drugiego seta (po wygraniu pierwszego) i przegrać mecz? Okazuje się, że można. Ta, prawie niemożliwa, sztuka udała się Marcinowi Wolakowi z Nowego Jorku. W meczu ćwierćfinałowym w kategorii +40 z Robertem Lerką z Chicago, wygrał pierwszego seta 6:4, a w drugim miał sześć meczboli w tiebreaku, prowadząc w nim 6-0. Tego tiebreaka Wolak przegrał 7-9.

Marcin Wolak wznosił oczy ku niebu, ale nic nie pomogło

– Nawet niezbyt dobrze pamiętam, jak to się stało – mówi Marcin. Był tak załamany, że trzecią partię oddał praktycznie bez walki 2:6.

Robert Lerka zadziwił tenisowy światek, a być może i siebie, wygrywając z Wolakiem

Lerka, spokojny, zrównoważony tenisista pochodzący z Zielonej Góry, pokazał, że nawet w najtrudniejszej sytuacji może być wyjście. Oczywiście, jesli się ma przy tym trochę szczęścia.

Usprawiedliwienie komandora

Dostało się od nas Januszowi Kędzierskiemu za słabe wyniki w tegorocznym Polonia Open. A okazuje się, że niesprawiedliwie. Pan komandor jest ciężko kontuzjowany, ma wybity prawy bark. Czeka go operacja. Na własne oczy widzieliśmy kontuzję, bo Janusz chętnie ją pokazuje.

Janusz Kędzierski odpływa z turnieju, ale obiecuje, że powróci za rok

– To się stało w czerwcu, podczas meczu piłkarskiego, od tego czasu w ogóle nie grałem w tenisa – powiedział tenisista-żeglarz (niekoniecznie w tej kolejności).

Janusza Kędzierskiego pochwalić należy za ambicje, w środe walczył ponad 3 godziny z Romanem Furmanem. Przerwali w tiebreaku trzeciego seta, ale tylko dlatego, że nic nie było już widać. A co najlepsze, był to mecz o nic

Tadeusz Kondratowicz (z lewej), prezes Nowego Dziennika, stał się fanem tenisa. Na zdjęciu z Arturem Bobko, szefem turnieju

Tenis wagi superciężkiej

– Biegnij szybko na kort nr 5, bo takiego meczu jeszcze w Polonia Open nie było – powiedział do mnie kolega.

Jędrek Harmata z Chicago (z lewej) i Waldek Bukowski z Sanoka udawadniają, że tenis jest dla każdego

Rzeczywiście, na korcie tym Jędrek Harmata walczył o półfinał turnieju pocieszenia z Waldemarem Bukowskim. Pochodzący z Chicago Jędrek (29 l.) to przesympatyczny tenisista, wraz z ojcem Andrzejem, stały uczestnik Polonii Open. Waldek (39 l.) przyjechał na Florydę z Sanoka. Towarzyszy mu córka, która zapowiada się na niezłą tenisistkę.

– Grałem w pierwszym turnieju w Sarasocie w 2001 roku – chwali się Jędrek.

Mecz z Waldkiem Bukowskim był spotkaniem wagi superciężkiej. Nie tyle z powodu poziomu gry, choć obaj grają więcej niż dobrze, ale z powodu… wagi. Razem ważą 600 funtów, czyli 272 kg. Od razu wyjaśniamy, kort wytrzymał.

Adiunkt na galerii

Nazywa się Emilian Zadarko i prowadził tu turniejową „buchalterię”, notował wyniki, ponaglał tenisistów, by zaczynali na czas mecze, by wzięli ze sobą piłki. Nigdy nię nie denerwował, nie podnosił głosu.

Dr Emilian Zadarko czuwał nad sprawnym przeprowadzeniem turnieju

Jest dobrym kolegą szefa turnieju Artura Bobki, pochodzą z tego samego miasta, razem chodzili do szkoły i studiowali na AWF w Rzeszowie. Bobko wyjechał do USA, a Emilian kontynuował karierę naukową. Dzisiaj jest adiunktem na AWF, doktorem nauk wychowania fizycznego.

Doktor Zadarko nie tylko wychowuje młode pokolenie, ale też świetnie gra – w grupie +40 jest w półfinale, po wygraniu nad Ryszardem Nowotką 6:4, 6:3.

Młodzi Bogowie

Tadeusz Cedrowski (z lewej) i Stan Borys mają co pokazywać

Stan Borys z Chicago (albo z każdego miasta, gdzie występuje) i Tadeusz Cedrowski z Cedar Grove w New Jersey, nie tylko są weteranami tenisa, ale też sabarytami. Gdy było za gorąco, zdjęli po prostu koszulki – bo wygodniej, bo można się opalić. Reporter TvAntenna przyłapał ich „na golasa”. Obaj chętnie zgodzili się pozować do zdjęcia, bo mają ciało i sylwetkę jak młodzi Bogowie, a przecież swoje lata już mają. Stan skończy w tym roku 70 lat, a Tadeusz lat 65. Tylko pozazdrościć takiej formy.

Środa, 16 lutego 2011

Dzień ćwierćfinałów

Środa była dniem ćwierćfinałów w turnieju open. W ostatniej ósemce znaleźli się naprawdę najlepsi tenisiści. O dziwo jednak, trzy z czterech spotkań były jednostronne. Wawrzyniak pokonał Gąsiorowskiego 6:2, 6:1. W walce o finał spotka się z Fredem Gordonem, który wprost „zdemolował” Mariusza Pawlaka 6:0, 6:1. Artur Bobko miał szczęście w losowaniu i wszedł do akcji dopiero w 3. rundzie. Tylko w pierwszym secie Patryk Sawicki z San Francisco stawiał mu opór, ale przegrał 5:7. Drugi set był formalnością, Bobko oddał rywalowi tylko jednego gema. Piotr Czerepaniak pokonał Marcina Wolaka w 3 setach. Przy stanie 5:4 Wolak miał trzy piłki meczowe. W tiebreaku lepszy był Czerepaniak, wygywając go do 4.

Kariera Roberta Nowomiejskiego (z lewej) zmierza we właściwym kierunku – nasz tenisista ubiera się jak Federer powyżej pasa i Nadal poniżej. Teraz Robert (nie Roger lub Rafa) powinien zrobić następny krok, na… korcie. Obok stoi Andrzej Lutkowski, ubrany jak Lutkowski

Maciek Majewski typuje wyniku półfinałowów

Gordon – Wawrzyniak 4:6, 6:3, 4:6

Wprawdzie Fred Gordon idzie przez turniej jak burza, w trzech meczach stracił 5 gemów, to jednak w jego grze czegoś brakuje. Potrafi sfrustrować rywali konsekwencją gry. Nie ma jednej zabójczej broni, jego backhand jest przeciętny, forehand często nieczysto odbijany, gra przy siatce praktycznie nie istnieje. Serwis jest więcej niż przeciętny. Gordon trzyma się końcowej linii, jakby był do niej przyklejony najlepszym klejem na świecie.

Wawrzyniak ma dobry serwis i niezły forehand. Czesto jednak bez powodu wyrzuca piłkę na aut. Mimo wszystko ma więcej atutów, by pokonać Gordona. Wygra Wawrzyniak w trzech setach.

Bobko – Czerepaniak 7:6, 6:4

Piotr Czerepaniak nie po to przyjechał z Londynu, by skończyć turniej na półfinale i dobrze się opalić. On chce wygrać wszystko. Ma po temu atuty, jest wszechstronnym tenisistą. Ale Artur Bobko jest wszechstronniejszym zawodnikiem, posiada większą gamę uderzeń i – mimo 42 lat – lepiej biega po korcie. Poza tym posiada zabójczy slajcowany backhand, którym może wyprowadzić z nerwów najbardziej spokojnych rywali. Wygra Bobko, ale po zaciętym meczu w dwóch setach.

Wtorek, 15 lutego 2011

Zgubiła serwis i cały mecz

Wydarzeniem drugiego dnia rozgrywek tenisowych był mecz Justyny Wereszki z Fredem Gordonem w 2. rundzie turnieju open. Justyna, niegdyś czołowa polska tenisistka, zdecydowała się na start z mężczyznami z powodu… braku konkurencji. Widocznie to, co zrobiła rywalkom w poprzednim roku tak je wystraszyło, że żadna z nich nie przyjechała do Fountain Club.

Boże, jak ja dzisiaj gram – myśli Justyna Wereszka, która przegrała z Fredem Gordonem w dwóch setach

Publiczność była za Justyną. Tylko jeden człowiek na trybunie ściskał kciuki za Freda. Był nim Artur Bobko. Nic dziwnego, skoro prywatnie jest jego trenerem.

Tak gra mój chłopak – promienieje z dumy Artur Bobko (z tyłu w środku)

W 6. – nadłuższym – gemie (16 min.) Justyna Wereszka miała 5 piłek gemowych, żadnej jednak nie wykorzystała. Gordon nie zmarnował szansy, wygrał seta 6:2 w 59 minut. Drugi set był bez historii. Gordon wygrał do zera w 36 minut. W 4. gemie padł rekord wymiany, w sumie oboje odbijali piłkę 66 razy. Punkt wygrał Gordon pięknym lobem.

Wereszaka ze swojego podania wygrała tylko 14 piłek (31 procent), popełniła dwa błędy serwisowe, wykorzystała 1 szansę z 9 na przełamanie rywala. Czy z taką statystyką można wygrać mecz?

– Specjalnie zepsułam 8 piłek pod rząd, bo się wściekłam na sposób, w jaki on grał – powiedziała nam Justyna. Seta oddała do zera w 36 minut, cały mecz trwał 1:35 godz.

Kilka godzin po meczu, gdy już opadły emocje, Justyna powiedziała: „jestem lepszą tenisistką i on o tym wie. On z tym swoim tenisem nie ma żadnych szans w turnieju”.

Może i tak, ale to Fred Gordon jest w trzeciej rundzie, a nie Justyna Wereszczaka.

Poniedziałek, 14 lutego 2011

Walentynkowy tenis

Walentynki, walentynkami, a grać trzeba. Meczem otwarcia było spotkanie Maćka Majewskiego z Przemkiem Balcerzykiem, konsulem z Konsulatu Generalnego RP w Nowego Jorku. Dopingowani przez sprawiedliwą i znającą się na tenisie publiczność, stoczyli wspaniały pojedynek. Pierwszego seta wygrał Balcerzyk 6:4, ale w drugim szybko przegrywał 0:3, odrobił tak samo szybko straty i wygrał mecz 6:4, 6:4.

Stan Borys przegrał, ale walczył, a to najważniejsze

Swój pierwszy mecz w kategorii +60 przegrał Stan Borys. Znany artysta nie robi na szczęście z tego tragedii, wynik przyjął ze stoickim spokojem. Taki jest Stan Rzeczy.

Konsul Przemek Balcerzyk w akcji

Niedziela, 13 lutego 2011

W Fountain Country Club odbyła się ceremonia otwarcia turnieju i zapisy. Są one tym bardziej interesujące, że pomaga w nich Justyna Wereszka, świetna tenisistka. Ubrana w bardzo odważny dekolt, dekoncentruje zawodników. Niektórzy celowo zapisują się do niższej wiekowo, a tym samym trudniejszej grupy, by tylko w obecności Justyny nie zdradzić swojego wieku. Ach, co mężczyźni!

Już uspakajamy, to nie Stana, to Łukasz, ośmiomiesięczny syn Doroty i Artura Bobków

Gina Swatowska (w środku) zastanawia się czy Terminator (Ryszard Nowotka) pokona jej męża Józefa. Pani Nowotkowa nie ma żadnych wątpliwości

Ten dekolt rozwiał wszystkie wątpliwości, jakie w głowach niektórych mogły powstać, gdy organizator ogłosił, że Justyna Wereszka wystąpi w zawodach mężczyzn. Justyna lubi wyzwania, a w poprzednim roku nie miała żadnych (w całym turnieju straciła bodajże tylko gema).

Dla Bogny Witke, na dobrej imprezie nie może zabraknąć Żywca, a jak jeszcze jest świetna pogoda i doborowe towarzystwo, to tym lepiej

Po powitaniach (niektóre wystąpienia przeszły „niezauważone”, gdyż brak mikrofonu spowodował, że mówców po prostu nie było słychać), Artur Bobko przystąpił do losowania gier. Dzielnie pomagała mu jego śliczna, złotowłosa córka. Przy okazji warto wspomnieć, że Dorota i Artur Bobkowie doczekali się już trojga dzieci, najmłodszy Łukasz ma osiem miesięcy.